wtorek, 12 marca 2013

Kierunek: Południe

Piosenka na dobry początek wakacji ;)

Węgry


#dzień 1
Myśl o wyprawie krążyła nam po głowach już od dobrych kilku miesięcy. Jeszcze ostatnie przygotowania, rezerwacje, pakowanie...  Jesteśmy gotowi, udajemy się w miejsce zbiórki - stacja benzynowa w Stryszku za Bydgoszczą. Lipiec 2012, godzina 6.00, kierowcy posilają się poranną kawą. Wszyscy są, cztery samochody, piętnastu uczestników. Ruszamy!


Naszym pierwszym celem jest Budapeszt. W godzinach popołudniowych przejeżdżamy przez granicę. Kawałek przez Czechy, później Słowacja. Wreszcie upragnione Węgry. Godzina 20.00, jesteśmy na miejscu. Z trudem odnajdujemy nasz wcześniej zarezerwowany pensjonat. Szybko zanosimy najbardziej potrzebne rzeczy do pokoi, odświeżamy się... Teraz czas na wieczorny spacer 
i zaspokojenie głodu. Znaleźliśmy przypadkiem małą knajpkę, z miłą atmosferą i muzyką graną na żywo. Tradycyjna węgierska kuchnia to przede wszystkim duża ilość ostrej papryki, pomidory, cebula i gulasz. Skosztowaliśmy m.in. gulaszu siedmiogrodzkiego, polecam. Gdy kelnerzy zorientowali się, skąd pochodzimy, ku naszemu zdumieniu zaczęli grać polskie ludowe piosenki. Wspólnie z nimi śpiewaliśmy ,,Hej, sokoły'' i parę innych znanych przebojów.
Nie taki Węgier straszny... ;)

#dzień 2

Zaczynamy od przejażdżki węgierskim metrem. Zdobycie biletów nie należało do łatwych zadań, Węgrzy w obsłudze podziemnych kiosków potrafili mówić jedynie w ojczystym języku, co bardzo utrudniało załatwienie czegokolwiek. Po półgodzinnej dyskusji z panią kasjerką, udało nam się zdobyć bilety.

Punkt pierwszy to oczywiście Parlament, symbol stolicy Węgier. Jest jednym z najstarszych gmachów państwowych w Europie. Jego budowa rozpoczęła się w 1885 r.
Przez długie lata w budynku przechowywana była największa relikwia narodu węgierskiego – korona świętego Stefana. W 1944 została wywieziona z Budapesztu. Według niektórych wersji ukradli ją żołnierze niemieccy...



Parlament 

























Następnie zmierzamy na drugi brzeg Dunaju, Wzgórze Zamkowe. Wczesna godzina, pozwalała na rozkoszowanie się widokami prawie pustych i niezwykle urokliwych uliczek z kolorową zabudową. Po krótkim spacerku czas na Basztę Rybacką oraz kościół św.Macieja. Delikatne, bajkowe wieżyczki uważa się za najbardziej romantyczny zakątek na całym Starym Mieście. Fortyfikacje istniały już w 1443r.  Niektórzy historycy wywodzą nazwę baszty od targu rybnego, działającego przy świątyni za czasów króla Macieja Korwina.


Baszta Rybacka
Kościół św.Macieja, zwany Budzińską Świątynią Koronacyjną usytuowany jest praktycznie w samym centrum Wzgórza Zamkowego.Choć jego popularna nazwa odwołuje się do imienia Macieja Korwina, władcy szczególnie zasłużonego dla rozbudowy przybytku w XV wieku, w rzeczywistości świątynia poświęcona jest Najświętszej Marii Pannie - patronce Węgier. Początki kultu maryjnego na Węgrzech sięgają 1015r. Wówczas pierwszy koronowany władca państwa, Stefan I, ufundował kościół poświęcony Bożej Rodzicielce.


Kościół św.Macieja

Niestety nie mamy więcej czasu na zwiedzanie stolicy Węgier. Musimy ruszać w dalszą drogę.












Serbia

To państwo z pewnością zaskoczyło całą ekipę. Każdego w inny sposób. Mnie najbardziej urzekł niezwykły spokój kraju i brak tego całego wszechobecnego w naszej codzienności postępu cywilizacyjnego. Im dalej na południe kraju, tym zwiększała się atmosfera pewnego rodzaju egzotyki... Jednak zanim ową egzotykę poczuli wszyscy, powierzchownie zwiedziliśmy stolicę - Belgrad.


Na serbską atmosferę ;)



W praktycznie całym Belgradzie panuje przytłaczająca atmosfera postkomunistyczna. Proste, zniszczone bloki nie pozwalają zapomnieć Serbom o przeszłości.


Blok w centrum Belgradu


















Na uwagę zasługuje jednak budynek Teatru Narodowego oraz Parlamentu. Na jednym z rynków stolicy nasza ekipa rozdzieliła się. Większość oddała się konsumpcji. Mnie jednak skusiło zwiedzenie dalszej części miasta. W duże wrażenie wprawia widok cerkwi św.Sawy, budowla jest ładnie wyeksponowana wśród belgradzkiej stonowanej zabudowy. W okolicy cerkwi miałam okazję przypatrzeć się typowemu serbskiemu ślubowi. Młodej parze i gościom przed świątynią grał niewielki ludowy zespól, a repertuar brzmiał jak utwory Bregovića.


Rynek w Belgradzie


Cerkiew św.Sawy

































Ładnym budynkiem jest również cerkiew św.Marka, jednak niestety podczas naszego pobytu odbywała sie jej konserwacja.
Cerkwi w stolicy znajduje się całkiem sporo, jednak z powodu zbyt szybko upływającego czasu i sporych odległości, które musieliśmy pokonywać pieszo, nie byliśmy w stanie zwiedzić nic więcej. Czas udać się do samochodu.