#dzień 1
Myśl o wyprawie krążyła nam po głowach już od dobrych kilku miesięcy. Jeszcze ostatnie przygotowania, rezerwacje, pakowanie... Jesteśmy gotowi, udajemy się w miejsce zbiórki - stacja benzynowa w Stryszku za Bydgoszczą. Lipiec 2012, godzina 6.00, kierowcy posilają się poranną kawą. Wszyscy są, cztery samochody, piętnastu uczestników. Ruszamy!
i zaspokojenie głodu. Znaleźliśmy przypadkiem małą knajpkę, z miłą atmosferą i muzyką graną na żywo. Tradycyjna węgierska kuchnia to przede wszystkim duża ilość ostrej papryki, pomidory, cebula i gulasz. Skosztowaliśmy m.in. gulaszu siedmiogrodzkiego, polecam. Gdy kelnerzy zorientowali się, skąd pochodzimy, ku naszemu zdumieniu zaczęli grać polskie ludowe piosenki. Wspólnie z nimi śpiewaliśmy ,,Hej, sokoły'' i parę innych znanych przebojów.
Nie taki Węgier straszny... ;)
#dzień 2
Zaczynamy od przejażdżki węgierskim metrem. Zdobycie biletów nie należało do łatwych zadań, Węgrzy w obsłudze podziemnych kiosków potrafili mówić jedynie w ojczystym języku, co bardzo utrudniało załatwienie czegokolwiek. Po półgodzinnej dyskusji z panią kasjerką, udało nam się zdobyć bilety.
Punkt pierwszy to oczywiście Parlament, symbol stolicy Węgier. Jest jednym z najstarszych gmachów państwowych w Europie. Jego budowa rozpoczęła się w 1885 r.
Przez długie lata w budynku przechowywana była największa relikwia narodu węgierskiego – korona świętego Stefana. W 1944 została wywieziona z Budapesztu. Według niektórych wersji ukradli ją żołnierze niemieccy...
Parlament |
Następnie zmierzamy na drugi brzeg Dunaju, Wzgórze Zamkowe. Wczesna godzina, pozwalała na rozkoszowanie się widokami prawie pustych i niezwykle urokliwych uliczek z kolorową zabudową. Po krótkim spacerku czas na Basztę Rybacką oraz kościół św.Macieja. Delikatne, bajkowe wieżyczki uważa się za najbardziej romantyczny zakątek na całym Starym Mieście. Fortyfikacje istniały już w 1443r. Niektórzy historycy wywodzą nazwę baszty od targu rybnego, działającego przy świątyni za czasów króla Macieja Korwina.
Baszta Rybacka |
Kościół św.Macieja |
Niestety nie mamy więcej czasu na zwiedzanie stolicy Węgier. Musimy ruszać w dalszą drogę.
Serbia
To państwo z pewnością zaskoczyło całą ekipę. Każdego w inny sposób. Mnie najbardziej urzekł niezwykły spokój kraju i brak tego całego wszechobecnego w naszej codzienności postępu cywilizacyjnego. Im dalej na południe kraju, tym zwiększała się atmosfera pewnego rodzaju egzotyki... Jednak zanim ową egzotykę poczuli wszyscy, powierzchownie zwiedziliśmy stolicę - Belgrad.
Na serbską atmosferę ;)
W praktycznie całym Belgradzie panuje przytłaczająca atmosfera postkomunistyczna. Proste, zniszczone bloki nie pozwalają zapomnieć Serbom o przeszłości.
Blok w centrum Belgradu |
Na uwagę zasługuje jednak budynek Teatru Narodowego oraz Parlamentu. Na jednym z rynków stolicy nasza ekipa rozdzieliła się. Większość oddała się konsumpcji. Mnie jednak skusiło zwiedzenie dalszej części miasta. W duże wrażenie wprawia widok cerkwi św.Sawy, budowla jest ładnie wyeksponowana wśród belgradzkiej stonowanej zabudowy. W okolicy cerkwi miałam okazję przypatrzeć się typowemu serbskiemu ślubowi. Młodej parze i gościom przed świątynią grał niewielki ludowy zespól, a repertuar brzmiał jak utwory Bregovića.
Rynek w Belgradzie |
Cerkiew św.Sawy |
Ładnym budynkiem jest również cerkiew św.Marka, jednak niestety podczas naszego pobytu odbywała sie jej konserwacja.
Cerkwi w stolicy znajduje się całkiem sporo, jednak z powodu zbyt szybko upływającego czasu i sporych odległości, które musieliśmy pokonywać pieszo, nie byliśmy w stanie zwiedzić nic więcej. Czas udać się do samochodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz